Klu: Nie ma jak od czasu do czasu zafundować sobie małe melo, nie? Podobało ci się?
Cich: Świetne. "Atonement". Powinno być "Zadośćuczynienie", ale w Polsce funkcjonuje już jako "Pokuta". Widocznie lepiej brzmi.
Klu: Jak już ci mówiłam - ten film (razem z Hot Fuzz) sprawił, że wakacje wyobrażam sobie teraz tylko na angielskiej prowincji.
Cich: Polskie kino inaczej pokazuje dramaty II wojny światowej. Tu bogaci arystokraci przeżywają upalne lato w wiejskiej posiadłości. Zawiązuje się romans, momentalnie przerwany zbrodnią i niesłusznym wyrokiem. Po tym następuje wojna, pokazana w momencie odwrotu imperialnej armii spod Dunkierki. Jednak pewnie dzięki temu tragedia bohaterów jest bardziej ogarnialna. Lepiej zrozumiemy dramat niesłusznie skazanego człowieka, niż koszmar wojny.
Klu: Trzy rzeczy w tym filmie sprawiają, że będę go długo długo pamiętać. Po pierwsze rytm historii wystukiwany przez maszynę do pisania - rewelacyjny zabieg, cały czas przypominający mi, że to fikcja i że wszystko w tej fikcji napędzane jest inną fikcją.
Cich: Dokładnie. To temat książki i filmu. Skoro fikcją możemy coś zniszczyć, to czy poprzez nawet najwspanialszą fikcję jesteśmy w stanie odkupić głupi, ale do bólu realny w skutkach grzech dzieciństwa...
Klu: Aha. Po drugie - fakt, że kochankowie nie mieli okazji spędzić ze sobą więcej czasu niż ja z nimi. To nas stawia na tej samej pozycji. Cała ich miłość jest w naszych głowach (kolejna fikcja).
Cich: Wspaniały zabieg. Godny Oskara...
Klu: Mogę skończyć? Po trzecie - absolutnie bajkowe zdjęcia w pierwszej części. W sumie ta właśnie część podobała mi się najbardziej z całego filmu. Dawno nic mi tak mocno nie uświadomiło, jakie problemy mogą wynikać z braku komunikacji między ludźmi.
Cich: No, wiemy coś o tym;)
Klu: No właśnie. W "Atonement" całe zawiązanie akcji opiera się na kilku niedomówieniach, braku uwagi dla małego dziecka, jednym źle doręczonym liście. Ech, razem z Pocztą Polską wymrą nam wszystkie meloromanse.
Cich: Lepiej, żeby wymarły, jeśli mają być tak tragiczne w skutkach. To jest według mnie najpiękniejsze w tym filmie. Trwa wojna, z frontu wracają setki okaleczonych żołnierzy, a nas najbardziej przejmuje głupota trzynastolatki.
Klu: Zapomniałabym o najważniejszym - jadowicie zielona sukienki Keiry została obwołana najseksowniejszą (w wolnym tłumaczeniu:) sukienką kina. Co przypomina mi, że wielu znanych mi wielbicieli sukien chciało dawno temu przyznać Oskara sukience innej panny na K. Ciekawe czy po 'Pokucie' zmienią zdanie.
Cich: Ech, film tak inspirujący, że musimy chyba już teraz brutalnie skończyć.
Klu: To co, konkurencyjna sukienka?
Tuesday, January 29, 2008
Sunday, January 27, 2008
Juno
Cich: Fajny film zapodałaś. Jak to było? "Pokaże ci takie nowe 'American Beauty'"?
Klu: Ej no, tak to jest, jak się czyta głupie recenzje. Tak miało być. Wyszło trochę inaczej. Ale było warto - standardowo zapowiadająca się opowiastka o bardzo młodej dziewczynie, która wpada po swoim pierwszym razie okazała się wyjątkowo błyskotliwym filmem.
Cich: Ale łączniki są są: amerykańskie przedmieścia i... amerykańskie przedmieścia. Najfajniejsze w Juno to bezpretensjonalnie i, chyba bo już mamy swoje lata, prawdziwie pokazany świat nastolatków.
Klu: Wiesz, nie jestem pewna - świat amerykańskich nastolatków znam z Beverly Hills 90210, American Pie i Napoleon Dynamite - raczej kiepskie wyznaczniki. Ale film robi furorę, jest nominowany do Oskarów (chyba w czterech kategoriach) więc coś pewnie jest na rzeczy. Mnie ujęło najbardziej podejście do sprawy rodziców Juno - bez histerii, bez oskarżeń, z delikatną nutą rozczarowania. Takiego oddechu normalności przy temacie nastoletnich ciąży chyba dawno nie odczułam.
Cich: Mi chodziło o nastolatków w ogóle, nie amerykańskich. Właściwie powinienem powiedzieć "sympatycznych nastolatków". A tacy są chyba w mniejszości w każdym kraju. Dość powiedzieć, że wszyscy bohaterowie filmu to straszne dziwadła, odbiegające od normy. Juno sama wie, że jest dziwna i otwarcie to mówi.
Klu: Wiem, ale się nie zgodzę z tymi dziwadłami. Naprawdę cały czas czekałam na to, aż się ta historia przerodzi w jakąś kompletną groteskę, ale tak się nie stało. Bohaterowie nie byli po prostu dziwni, tylko myślący. W sensie zaangażowani intelektualnie w każdą wykonywaną czynność. I jak przefajnie mówili - dialogi są bardzo mocną stroną "Juno"
Cich: Dokładnie. To chyba nieprzeciętna cecha.
Klu: No to na koniec małe co nieco:
Motyl i skafander
Wracamy. Czy może raczej, zaczynamy od nowa. Częściej, ale krócej :)
Klu:No i co? Spodziewałeś się takiego filmu?
Cich: Nie. Po tytule i opisie na filmwebie nie było szans. Tymczasem świetny film. Jeden z tych przypadków, kiedy dzięki kinu poznajemy fascynującą prawdziwą historię i książkę, którą mogliśmy przeczytać już dziesięć lat temu.
Klu: Historia rzeczywiście inspirująca, ale mnie ujął przede wszystkim sposób jej podania. Delikatny, uroczy film o sprawach wykraczających poza moją zdolność empatii i zrozumienia. Z resztą, nie tylko moją - kilka postaci w filmie starało się odnieść doświadczenie Jean-Do do swoich własnych przeżyć, ale moim zdaniem pudłowali za każdym razem. A po książkę pewnie się jutro wybiorę - mówiłam ci po seansie, jak bardzo podobało mi się każde zdanie wymrugane przez JD.
Cich: Przypadek człowieka, który po wylewie zachowuje pełną świadomość, ale jedyną częścią jego ciała, która nie jest sparaliżowana, jest lewe oko, jest na swój radykalny sposób stworzony, by opowiedzieć o nim językiem kina. Reżyser potrafił to zrobić.
Klu: Reżyser i operator - nie zwróciłam uwagi przed wyjściem do kina, że to będzie dominium Kamińskiego. Narracja w tej ostatecznie statycznej sytuacji to jedna wielka feeria barw, lekko zamglonych wspomnień, ułomnego spojrzenia na świat jednym okiem. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czasem nachodzi mnie myśl, że wszystko już było, ale na szczęście tak nie jest.
Cich: Mnie zadziwiła główna postać, tak różna od bohatera "W stronę morza" Amenabara, hiszpańskiego filmu o eutanazji. W "Motylu i skafandrze" ten temat pojawia się w tylko jednym zdaniu i potem bezpowrotnie znika.
Klu: Na szczęście - dzięki temu pominięciu film skupił się na czymś zupełnie innym - zaryzykuję - na granicach wolności człowieka, roli pamięci i więziach, które są w stanie przetrwać bardzo wiele.
Cich: Mi w kinie przypomniał się dzisiaj teledysk Metaliki "One". W dzieciństwie nie mogłem przestać myśleć o filmie, puszczanym w tle, który pokazywał podobną sytuację. Znaleźć się w takim "skafandrze" to chyba najbardziej przerażający koszmar. Teledysk, po obejrzeniu filmu, wydaje się śmieszny, ale mi naprawdę zapadł w pamięci.
Klu: No to jedziemy:
Klu:No i co? Spodziewałeś się takiego filmu?
Cich: Nie. Po tytule i opisie na filmwebie nie było szans. Tymczasem świetny film. Jeden z tych przypadków, kiedy dzięki kinu poznajemy fascynującą prawdziwą historię i książkę, którą mogliśmy przeczytać już dziesięć lat temu.
Klu: Historia rzeczywiście inspirująca, ale mnie ujął przede wszystkim sposób jej podania. Delikatny, uroczy film o sprawach wykraczających poza moją zdolność empatii i zrozumienia. Z resztą, nie tylko moją - kilka postaci w filmie starało się odnieść doświadczenie Jean-Do do swoich własnych przeżyć, ale moim zdaniem pudłowali za każdym razem. A po książkę pewnie się jutro wybiorę - mówiłam ci po seansie, jak bardzo podobało mi się każde zdanie wymrugane przez JD.
Cich: Przypadek człowieka, który po wylewie zachowuje pełną świadomość, ale jedyną częścią jego ciała, która nie jest sparaliżowana, jest lewe oko, jest na swój radykalny sposób stworzony, by opowiedzieć o nim językiem kina. Reżyser potrafił to zrobić.
Klu: Reżyser i operator - nie zwróciłam uwagi przed wyjściem do kina, że to będzie dominium Kamińskiego. Narracja w tej ostatecznie statycznej sytuacji to jedna wielka feeria barw, lekko zamglonych wspomnień, ułomnego spojrzenia na świat jednym okiem. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czasem nachodzi mnie myśl, że wszystko już było, ale na szczęście tak nie jest.
Cich: Mnie zadziwiła główna postać, tak różna od bohatera "W stronę morza" Amenabara, hiszpańskiego filmu o eutanazji. W "Motylu i skafandrze" ten temat pojawia się w tylko jednym zdaniu i potem bezpowrotnie znika.
Klu: Na szczęście - dzięki temu pominięciu film skupił się na czymś zupełnie innym - zaryzykuję - na granicach wolności człowieka, roli pamięci i więziach, które są w stanie przetrwać bardzo wiele.
Cich: Mi w kinie przypomniał się dzisiaj teledysk Metaliki "One". W dzieciństwie nie mogłem przestać myśleć o filmie, puszczanym w tle, który pokazywał podobną sytuację. Znaleźć się w takim "skafandrze" to chyba najbardziej przerażający koszmar. Teledysk, po obejrzeniu filmu, wydaje się śmieszny, ale mi naprawdę zapadł w pamięci.
Klu: No to jedziemy:
Subscribe to:
Posts (Atom)